Nissan Pickup D22

1. Kupiłem fajny, duży samochód.

Przede wszystkim: kiedy zakupiłem mojego wymarzonego pickupa, nie miałem pojęcia, że będzie mnie woził po dziurach, błotach itp. atrakcjach. Miał to być wtedy samochód do pracy w firmie budowlanej, a przy okazji nie zwykły bus, którym codzienna jazda mi trochę obrzydła, tylko coś odrobinę bardziej „reprezentacyjnego” i „lifestyle’owego”. Nie bez znaczenia był też fakt możliwości odliczenia vat-u (racjonalny argument dla żony i uspokojenia sumienia). To ostatnie, jak każdy pewnie zauważył, po pewnym czasie zaowocowało pojawieniem się na ulicach masy nowych navar, hiluxów i innych L200 prowadzonych przez gości w garniturach.

Kupiłem więc pięknego, zielono-srebrnego nissana pickupa przemalowanego przez Panów importerów na „navarę” ze zwykłego zielonego pickupa. Co prawda rozczarował mnie lekko brak chromowanego zderzaka z tyłu, i ozdobnych progów, ale te poważne felery rekompensowała trochę gruba rura na przedzie, która wtedy wydawała mi się kwintesencją samochodu terenowego. Dodatkowym atutem był oczywiście napęd na 4 koła zwiększający bezpieczeństwo na drodze przy pokonywaniu ostrych zakrętów itp. ;).

W tym czasie nie zdawałem sobie nawet sprawy, że mój nissan jest dosyć „płaskawy” i ma zdecydowanie klapnięty przód, do czego zapewne przyczyniło się również wożone przez kilka lat wspomniane „orurowanie ochronne”. W związku w tym nie przeszkadzało mi oczywiście także to, że przyjechał na szosowych zimówkach. Niestety nie posiadam żadnych zdjęć z tego okresu, a szkoda.

2. A może jakoś go wykorzystać?

W pewnym momencie uświadomiłem sobie na szczęście, że mając taki samochód z napędem 4×4, co prawda nie pojeżdżę sobie tak jak np. subaru, ale mogę jakoś wykorzystać jego niewątpliwe walory nie tylko do wożenia cementu i farby. Zacząłem powoli i nieufnie, ale konsekwentnie poszerzać swoją wiedzę o jeździe w terenie, samochodach, napędach, liftach itp. Oczywiście, postępowanie osobników inwestujących grube pieniądze w swoje przecież i tak działające samochody, zakładających np. jakieś nowe zawieszenia itp. było dla mnie zupełnie niezrozumiałe, ale mimo to postanowiłem wybrać się w „TEREN”.

Na tym etapie, w związku z tym, że i tak musiałem założyć jakieś nowe opony, postanowiłem zakupić najlepsze, zresztą jedyne mi znane, bo polecone przez kolegę opony BFG AT. Co prawda obawiałem się nieco uciążliwości związanych ze wzrostem hałasu oraz słabego prowadzenia na szosie, ale zaryzykowałem ;). Rozmiar pozostał oczywiście taki jak wcześniej, bo po co zmieniać coś co pasuje. Na tamtą chwilę 245/70/16 (czyli jakieś 30”/9,5”) i tak wydawały mi się OGROMNE!

Z entuzjazmem przystąpiłem więc do namawiania żony oraz znajomych do wspólnego wypadu w plener. W oparciu o zakupionego w sieci roadbooka, który zapewniał, iż w dobrych warunkach trasa jest przejezdna dla seryjnego samochodu 4×4, wybraliśmy się w Góry Świętokrzyskie. Nie przeszkadzało nam, że od tygodnia bez przerwy leje. Dzięki temu miało być ciekawiej. No i było :)!

Generalnie muszę przyznać, że jako zieloni wjeżdżaliśmy wtedy bez oporów w takie miejsca, nad których pokonaniem teraz bym się chwilę zastanawiał. Chodzi oczywiście o styl zabierania się do „przeszkód”. Wychodziłem wtedy ze słusznego jak mi się wydawało założenia, że skoro mam terenówkę, to taką „jazdę w terenie” musi wytrzymać. I właściwie, oprócz lewego przegubu samochód jakoś to wszystko zniósł :). Dzięki awarii dowiedziałem się wtedy min., jaka jest różnica pomiędzy niezależnym zawieszeniem, a sztywnym mostem ;).

Koniec końców, pomimo poniesionych wtedy ogromnych (jak myślałem) kosztów naprawy przegubu, zacząłem uważniej studiować różne fora, budowę samochodu itp., a Szwagier, który na ten wyjazd ze mną się wybrał, po powrocie postanowił zakupić prawdziwą terenówkę: Jeepa Wranglera, o którym zapewne napisze chętnie w swoim dziale.

3. Robimy wyprawówkę

Jak to zwykle bywa, po pierwszym wypadzie przyszły następne, wyjazdy weekendowe, tygodniowe i inne. W tym czasie skupiłem się na poznaniu samochodu i jego możliwości oraz przemyśleniu ew. dróg „rozwoju”. Doszedłem do, jak dotąd mi się wydaje, słusznego wniosku, że przeprawówki do nurkowania z niego nie będzie, a przynajmniej przy „rozsądnym” nakładzie środków. Samochód ma służyć do użytku codziennego, do pracy i do zabawy, więc zrobimy z niego „lekką wyprawówkę”, cokolwiek by to miało znaczyć :).

W tym czasie zbierając równocześnie fundusze, rozpocząłem od pozbycia się przedniego orurowania. Dzięki temu przód zaczął trochę mniej się bujać, a z pobliskiej żwirowni wywoziłem jakieś 2 wiadra piachu mniej. Niestety, drażki skrętne i tak okazały się być do wymiany. Po delikatnym podkręceniu „na próbę”, dosyć szybko powróciły do wcześniejszej „klapniętej” formy.

Ponieważ wymiana wahaczy do 3” liftu nie wchodziła w grę, głównie ze względów finansowych, ale i dalszych modyfikacji, które by a sobą pociągnęła, zdecydowałem się na lekkie tylko podniesienie samochodu poprzez wymianę resorów i lekkie podkręcenie nowych już drążków HD. Oczywiście wymiana ta połączona była ze wstawieniem nowych amortyzatorów. Samochód podniósł się jakieś 40-50 mm, co przy tej konstrukcji jest niestety maksem jeśli chodzi o działania „nieinwazyjne”. Na papierze nie wygląda to imponująco, ale jak wiadomo każdy dodatkowy centymetr ma znaczenie. Tym bardziej, że dodatkowy cal dodały mi założone nowe oponki w trochę większym już rozmiarze 265/75/16 (prawie 32”). Samochód zaczął w końcu wyglądać tak, jak powinien od razu po opuszczeniu fabryki. Nie muszę dodawać, że w tym momencie kierunek rozwoju narzucił niejako zastosowanie już tylko opon typu MT i nieprawdą jest, że zakupiłem je wyłącznie dlatego, że nie chciałem być gorszy od Szwagra ;).

Na tym etapie szykowaliśmy się już do naszego pierwszego zagranicznego wyjazdu. Testowaliśmy ustawienia zawieszenia i delikatnie dostrajaliśmy samochody. Poważne potraktowanie przez nas tematu, wymogło użycie narzędzi odpowiedniego kalibru (piła i siekiera). W trakcie jednego z wyjazdów weryfikacji uległ też tylny zderzak, który został szybko zastąpiony nowym ,zaprojektowanym komputerowo i wykonanym fachowo.

4. Prawie gotowy

Tak pięknie przygotowanym samochodem wybrałem się więc na pierwszą, poważną wyprawę, czyli do Rumunii. Nie wiem już co spisało się lepiej: auta czy drużyna. W każdym razie powróciliśmy bez strat w ludziach i sprzęcie. Jedyną kroplą dziegciu w beczce zadowolenia był fakt, że nawet po powrocie z tak „ekstremalnej podróży”, w dalszym ciągu posiadacze wyszpejowanych terenówek nie machali mi tak często jak bym sobie tego życzył ;). Na szczęście wkrótce nadeszły moje urodziny i dzięki interwencji wśród rodziny, nieocenionego właściciela pięknego czarnego Wranglera, mój pickup został wyposażony w „niezbędne”, w tego typu samochodzie wyposażenie, czyli snorkel. Od tego momentu mogę już pełnoprawnie pozdrawiać i odmachiwać nawet np. Patrolom na 37” ;).

Tak więc, w tej chwili można powiedzieć, że wstępne działania przy moim samochodzie są zakończone. Dopracowania wymagają jedynie drobiazgi w postaci bagażnika na dach, oczywiście z reflektorami, progów pod hi-lifta, stalowego zderzaka przedniego, paru przeróbek instalacji elektrycznej, może wyciągarki…..

Jak nissan się zmieniał

Seryjne zawieszenie i założone 245/70 R16 AT (ok. 30’/9,5’)

Założone resory i kpl. amortyzatorów Ironman, lekko „podkręcone” drążki

Zamontowane drążki OME, resory po naprawie u kowala „trochę” za wysokie, opony już MT 265/75 R16 (ok. 32’/10,5’)

Zawias już „ustalony”

…tak się właśnie zastanawiam nad wymianą wahaczy i liftem 3”. Ale nie uprzedzajmy faktów. Zainteresowanych będę informował na tej stronie o zmianach na bieżąco ;).

 

5. Ciąg dalszy po dłuuuuuuższej przerwie:

Z pewnym rozbawieniem przeczytałem po dłuższym czasie (chyba  minęły 2 lata) powyższy opis zmian wprowadzanych w moim aucie. W trakcie lektury zauważyłem, że chyba jak wszyscy początkujący walczyłem głownie z grawitacją i starałem się jak najbardziej oddalić auto od ziemi :). Od tego czasu zmieniłem spojrzenie na wiele spraw, ale może po kolei.

Zapowiadany na końcu poprzedniego opisu montaż zawieszenia +3 cale firmy Calmini doszedł do skutku – niestety :(. Tak się złożyło, że przez przypadek znalazłem w sieci ogłoszenie sprzedaży całego zestawu do liftu: wahacze, podkładki pod resory, amortyzatory, drążki, sworznie –  w bardzo atrakcyjnej cenie, której niestety nie dałem rady się oprzeć. Ponieważ mialem już nowe drążki OME oraz nowe resory, zamontowane zostały z zakupionego zestawu tylko używane wahacze z nowymi sworzniami oraz kpl. nowych amortyzatorów.

Zabieg ten nie był niestety tak krótki i bezbolesny jak jego opis i wymagał między innymi zniszczenia oryginalnych wahaczy górnych, które stawiały mu zdecydowany opór (jak się później okazało słusznie). Nic to, auto po zmianie zyskało dodatkowo 1-2 cm z przodu i nowe amortyzatory. Obiecany 3 calowy lift był oczywiście możliwy do uzyskania, ale przed wjazdem w teren musiałbym chyba zaopatrzyć się  na wszelki wypadek w kilka kompletów przegubów, które i tak pracowały pod dużym kątem. Doraźne próby zapobiegnięcia nadmiernym wychylom koła w dół (co było możliwe dzięki nowym wahaczom) polegały na róznych kombinacjach z dobieraniem odboji itp. akcjom, o których nawet nie chcę pamietać. Rozwiązaniem problemów miało być odbniżenie mocowania mostu (!) do czego się całkiem poważnie przymierzałem. Na szczęście w tzw. międzyczasie wybraliśmy się na kolejny dłuższy wypad do Rumunii, który zweryfikował kilka spraw.

W trakcie tej wycieczki przejechaliśmy kilka tysięcy kilkometrów z czego pewnie kilkaset w średnio trudnym terenie. Po powrocie okazało się, że 2 z nowych amortyzatorów już bardzo ciekną, 2 właśnie zaczynają, a nowe sworznie wahaczy są do wymiany. Początkowo nawet próbowałem je dokupić, ale w efekcie zdecydowałem się wrócić do standardowego zawieszenia. Niestety, wahacze wraz ze sworzniami musiałem kupić nowe –  oryginalne, co znacznie podniosło całkowite koszty wycieczki ;), i założyłem znowu amortyzatory Ironmana.

Ponieważ w tym samym czasie doszedłem do wniosku, że nudzą mnie już jazdy wokół komina i „przeprawowy” offroad, a auto chciałbym wykorzystywac raczej do zwiedzania bliższych i dalszych zakątków świata – zacząłem dbać głównie o to, żeby samochód był w miarę możliwości mało udziwniony i maksymalnie sprawny. Zaowocowało to zwiększoną koncentracją na pilnowaniu, aby wszystko działało jak należy. Jak do tej pory leży tylko sprawa klimatyzacji, której próby naprawy podejmowałem już kilkukrotnie i bezskutecznie, ale może to i dobrze, bo używanie jej jest przecież bardzo niezdrowe ;).

W tej chwili wydawało się, że jestem już zupełnie zadowolony z mojego auta. Niestety, niedawno pojawił się mały minus związany z ostatnim powiększeniem mojej rodziny. Odkryłem, że pomimo wszelkich starań, przy moim wzroście nie da rady ulokować za fotelem kierowcy wygodnie drugiego fotelika! Czyżby przyszedł moment na zmianę auta i rozpoczęcie całej procedury modyfikacji od nowa 😉 ?

Radek, 27.08.2012

No i stało się. Najpierw postanowiłem pojeździć jeszcze Nissanem przez zimę, aby ochłonąć i przemyśleć sprawę wyboru nowego auta, testując wybrane modele, a kiedy natrafiłem na interesujący egzemplarz wystawiłem moje auto na sprzedaż, aby „pozyskać” chociaż część środków na zakup. Dzięki temu Nissan znalazł nowego właciciela w Czechach, a ja dzień później stałem się właścicielem Toyoty, o której losach w moich rękach mam zamiar założyć osobną stronę :).

Radek 15.04.2013

  1. hejj właśnie zakupiłem d22 z zamiarem podróżowania z rodzinką.Czytam z ogromnym zaciekawieniem, właśnie tego potrzebowałem 🙂 pozdrawiam z Irlandii

  2. Ciekawe sie czytalo Twoj opis samochodu. Posiadam taki sam ale z rocznika 2000. Odziwo mam dwojke dzieci (ok 5 i ok 3 lata), zone i psa i nie moge powiedziec, ze dzieci sie maja zle z tylu.

    Jednak to auto moim zdaniem nie zdaje najlepszego egzaminu na trasy. Owszem jezdzac „pipidowami” jest calkiem OK ale jak juz wpadnie sie na autostrade to robi sie bardzo nudno. Przynajmniej moim autem (choc wygluszylem maske i przestrzen miedzy silnikiem a kabina) przy 100 km / h robi sie dosc glosno a spalanie jest dosc spore. Dla porownania mialem wczesniej Opla Frontere i Mitsubishi Pajero i tam jazda po autostradzie przy predkosci 120-130 km / h byla komfortowa. No ale ten VAT 🙂

    Z tego tez powodu jezdze teraz jak najmniej autostradami starajac sie poznac uroki przejezdzanych wiosek/miast a nie probojac pokonac jak najszybciej trase z punktu A do punktu B. Jakies plusy jednak sa 🙂

    • W moim przypadku, albo dzieci będą miały dobrze, albo ja :(. Mam prawie 190cm wzrostu i nie jestem w stanie dłużej jechać bez fotela odsuniętego maksymalnie do tyłu, a w takim układzie za mną ledwo mieści się fotelik. Z jednym synkiem nie było jeszcze problemu, bo siedział za żoną, ale z dwoma robi się niewygodnie.
      Też lubię jeżdzić bocznymi drogami, ale jak mam np. 8-9 dni w tym dojazd i jdą sami faceci to staramy się dojechać jak najszybciej. Dla mnie komfortowo jedzie się do ok. 110-120km/h (gps-owe). Powyżej już bardzo, bardzo szumią opony, bagażnik itp. Podejrzewam, ze różnicę robi jednak ten motor. Skoro masz rocznik 2000 to masz jeszcze wersję przed liftingiem i z silnikiem 100KM?

  3. Tak 104 KM. Dla mojego auta optymalna predkosc spalanie paliwa/halas to 90 km/h.

    Faktycznie jestes wyzszy ode mnie. Ja mam troche ponad 180 cm. Fakt jest jednak taki, ze moj znajomy, ktory jest nizszy ode mnie o pare centymetrow ma o wiele blizej kierownice niz ja.

    Niektorzy lubia miec kierownice blisko a niektorzy nie.

    Jakie auto nastepne?

    • Rozważam kilka aut, ale faworyt to Land cruiser HZJ105. Biorę też pod uwagę LC120, lub 100. Jeszcze nie zdecydowałem na 100% w którą stronę pójdę :).

  4. Bardzo miło czyta się historję ewolucji auta i Twojej wiedzy na ten temat
    Gratuluję chęci i samozaparcia.
    Apropo Twoich rozmyślań na temat nowego auta hzj 105 to świetne pancerne auto
    ale jak to powiedział pewien mój znajomy podróżnik góry wyczuwa z odległości 300km silnik jest poprostu za słaby bez turbiny żebys nie żałował .Oczywiście są tacy co pakują silniki turbinowe 12lub 24 zaworowe z HDJ80 lub 100
    Kocham toyoty i cięzko mi z tą opinią ale to niestety prawda
    Jeżeli będziesz miał możliwość zrób jazdę próbną długą jazdę próbną najlepiej w góżystym terenie.
    Pozdrawiam. Zbyszek

    • Dzięki za docenienie moich wywodów :).
      Też mam takie obawy względem 105. Przejechałem się na razie raz, krótko po mieście i jest tak jak się niestety spodziewałem. Jeździ podobnie jak moja wolnossąca vanetka 2.4D :). Jedynka 5km/h, dwójka 15 itd. ;). Jednak HZJ-ta kupuje się min. dla tego prostego motoru i dla mnie wymiana silnika nie wchodzi w grę. W samochodzie na dalsze wycieczki nie chcę za dużo motać. Myślę natomiast o ew zamontowaniu kitu turbo, któty lekko podnosi dynamikę auta. Podobno może on być w każdej chwili „odłączony” w prosty sposób.
      Co do 120 – to pewnie byłaby idealna (nie za duża nie za mała, wystarczająco solidna, ale i komfortowa), tylko boję się tych problemów z wtryskami i wrażliwością na paliwo. Poza tym jakaś taka plastikowa – szczególnie w środku.
      Co do 100 – nie lubię automatów :).

  5. ja również mam wersje z 104km na łańcuchu. Faktem jest ze 90km/h to najbardziej optymalna prędkość dla tego auta… jest to prosty motor i za to go cenię… spalanie jest naprawdę w porządku, puki co tylko jeden fotelik jeździ z tyłu 🙂 chłopaki a 31/10.50/15 wejdzie bez liftu?

    • Z jednym fotelikiem u mnie też jest luz. Synek siedzi za żoną :).

      Co do kółek, to dużo lepiej Ci odpowie ktoś, kto ma taką wersją jak Ty (przedni zawias jest trochę inny i nadkola też wyglądają troche inaczej). U mie max rozmiar homologowany, taki jak wkładali np do wersji Navara to 265/70/16, czyli jakieś 78cm. Ten rozmiar o który pytasz to około 79cm (dużo zależy od producenta, a czasem nawet modelu), więc chyba nie powinno być problemu. W mojej wersji przy 32″ jest np potrzebna lekka weryfikacja zderzaka (plastik lekko idzie brzeszczotem), ale u Ciebie jest chyba metalowy? Trzeba tylko pamiętać, żeby felgi mały trochę inne odsadzenie (wysunąć kółka na zewnątrz).

    • Witam,
      nissan bardzo szybko znalazł nowego właściciela, którym został zamieszkały w Czechach sympatyczny Mongoł :). Ciekawe, być może auto pojedzie jednak tam, gdzie chciałem się nim wybrać ;).

      Pozdrawiam
      Radek

  6. Świetny blog, zaglądam tu po różne inspiracje. Macie też super video na YT. Mam pytanie – jakie rozwiązania stosowałeś jeśli chodzi o bagażnik dachowy w D22. czy możesz podać link na producenta, ewentualnie jakiś schemacik, jeżeli zrobiłeś to własnoręcznie.

    • Cieszę się, że możemy być pomocni :).
      Co do bagażnika, to powstawał stopniowo i najpierw był zwykły bagażnik na łapach thule’a (trafiony używany na allegro za małą kasę) i w sumie sprawdzał się.
      Z belkami Thule'a

      Potem zapragnąłem bagażnika „wyprawowego”, a ponieważ nie lubię pozbywać się czegoś co już mam, a raczej wykorzystuję, to przerobiłem to co miałem. Najważniejsze to, że nie chciałem podnosić go za wysoko, dlatego część rurek poszła pod belkami poprzecznymi oryginalnego bagażnika. Nowe dodatkowe poprzeczki dobrałem do istniejących (chyba 20x35mm) i były w tej samej płaszczyźnie. Nie robiłem „ramki” dookoła, bo powstawał wysoko pomnik i dałem tylko barierki po bokach. Dzięki temu mogłem wozić długie rzeczy (wtedy potrzebowałem tego). Z tego też powodu lampy poszły pod spół i były to płaskie helle FF75. Zmieściły się idealnie. Ważne: dopóki nie zamontowałem lamp strasznie gwizdało. Po montażu było bardzo OK.
      bagażnik z lampami
      Niestety nie mam żadnych rysunków, bo wszystko powstawało na aucie i było pasowane na żywo wg ogólnego zarysu projektu ;). Mogę tylko powiedzieć, że sprawdzało się bardzo dobrze. Bagażnik był cichy, nie odstawał na 0,5 m w górę (jak niestety niektóre gotowce) i był dla mnie praktyczny. Wrzucałem np. jakieś długie listwy, podpinałem do relingu na zabudowie paki i było ok. Na przyszłość ew zamontowałbym lampy dalej od szyby (jednak świeciły na maskę).
      Jak masz jakieś dalsze pytania to postaram się pomóc.
      Pozdrawiam
      Radek

      • Widzę, że coś linki do zdjęć nie banglają :(. Zobacz sobie w galerii zdjęć. Np. w Rumunii /Transalpina 2009 miałem jeszcze zwykłe belki, a rok później w Rumunii /Maramuresz jest nawet dobre zdjęcie bagażnika z lampami.

        R.

  7. Witam
    Na wstępie FAJNY opis przygód z autem.
    Jednak mam kilka pytań odnośnie samego liftu 3 cale
    napisałeś że wróciłeś do fabrycznych ustawień czy calmini się nie spisało czy lift 3 cale był porażką nie wyjaśniłeś tego w swym opisie.
    Czy amorki te które ciekły były też calmini i jak określasz ich żywotność.
    a jak z różnicą prowadzenia auta.
    Opisz proszę plusy i minusy liftu oraz czy części pasowały do europejczyka bez problemu

    • Trochę czasu już minęło od moich walk z Calmini i nie wszystko dobrze pamiętam, ale w skrócie:
      – nie posłuchałem bardziej doświadczonych i mądrzejszych kolegów i chciałem udowodnić, że można wpakować to ustrojstwo (lift 3 cale Calmini) do D22. Okazało się, że miałem rację: można ;), ale co z tego 🙂
      – wahacze Calmini umożliwiają faktycznie zrobienie 3 cali liftu z przodu, tylko nie rozwiązują problemu półosi, które pracują wtedy pod masakrycznymi kątami. Myślę, że profilaktycznie trzeba by sobie zakupić kilka przegubów na zapas ;). Oczywiście można ustawić na nich np. lift 1,5-2 cale i mieć prawidłowy skok koła w górę i w dół, ale prawie to samo osiągniemy po prostu podnosząc lekko auto na drążkach (oczywiście skok jest wtedy większy na dobiciu- np. 2/3, a koło mniej pracuje w dół np. 1/3).
      – amortyzatory Calmini (nowe!) padły w trakcie krótkiego, lajtowego wypadu do Rumunii – wcześniej, ani później nie spotkałem się z czymś takim…,
      – nowe (!) sworznie Calmini po tym samym wyjeździe były do wyrzucenia,
      – prowadzenie na asfalcie OK,

      Wg mnie ten zestaw w przypadku D22 nadaje się przede wszystkim do budowy showcara. Chcąc mieć dzielniejsze terenowo auto (a D22 odpowiednio traktowane całkiem dobrze sobie radzi w „średnim” terenie) lepiej poszukać po prostu czegoś innego niż rzeźbić drążko-wahaczowca. Jak wywaliłem to diabelstwo, to kamień spadł mi z serca, mimo iż musiałem zakupić nowe oryginalne wahacze.

      Reasumując. Gdybym jeszcze raz wchodził w takie auto to wrzuciłbym po prostu jakiś porządny zawias typu lift40mm i tyle. W wersji ekono: podkręcenie drążków i delikatnie kowal na resory plus ew inne amory ;).

  8. Nie wiem, czy w ten kącik ktoś jeszcze zagląda (minęło sporo czasu), ale może…?
    Mam pytanie… Chcę bez większej gimnastyki podnieść swoją D22 o 2″ – klepane resory i drążki na max. Z tym dam sobie radę. Pozostaje kwestia opon. Okazyjnie, po znikomej cenie mogę od znajomego kupić M/T 285/75/16. I tu rodzi się pytanie – jakich atrakcji mogę spodziewać po zastosowaniu tak wysokiej i szerokiej opony? W/g mnie zacznie haratanie błotników itp. Co powinienem zrobić żeby tego uniknąć? Dystanse?

    • Przeczytaj jeszcze raz o tym podkręcaniu drążków (1/3 na 2/3 itd.) Nie podkręcaj „na maxa”, bo auto będzie nadawało się tylko na jazdy po równiutkim asfalcie ;). Wiem, że takie opony (prawie 33″) kuszą i wyglądałyby super w tym aucie, ale do jazdy to już się nie będzie specjalnie nadawało. Chyba że budujesz tzw. showcara ;). To 265/75/16 naprawdę jest dobrym i maksymalnym rozmiarem dla tego auta (jeśli ma to jakoś wjeżdżać w teren).

      • na wstępie – wielki dzięki. zastosowałem się do Twoich rad – w autku zafunkcjonowały oponki Goodyer Wrangler 265/75/16 na podkręconych drążkach i po kowalskich zabiegach tyłu. Stoi jeszcze u mechanika, ale wygląda już zacnie 😉 Pickup zyskał ok. 2″ (póżniej podrzucę foto) Zobaczymy jak będzie z jazdą…
        W sumie – nie zamierzam hardcore-owo doceniać mojej D22 w przesadnym terenie, ale mam nadzieję, że na ryby dojadę prawie wszędzie 😀
        Twoim zdaniem – na ile pewne są podkręcone drążki? Chodzi mi o ich wytrzymałośc. Czy może warto rozejrzeć się za czymś „mocniejszym”? Na allegro nawet widzę jakieś dedykowane do D22. Niestety – jeszcze nie przeszedł mi pierwszy ogień i nissanek ma na mordzie orurowanie „off-rad”, co na pewno dociąża cały przód i tym samym ogranicza skok…
        pozdrawiam
        Mariusz

Skomentuj Radek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *